czwartek, 3 maja 2012

Rozdział: 8. – Smoczyca...

Sorry za błędy, jeśli jakieś są, ale pisałam tą notkę do 3.00 nad ranem;)
Rozdział: 8. – Smoczyca...
            Zamknąłem drzwi z hukiem i poszedłem, przez karczmę na dwór. Nie mogłem od tak, sobie wrócić. Ja miałem tutaj misję do wypełnienia. Miałem przeznaczenie, którym było zostać tutaj i chodź by miało mnie to kosztować zdrowie i życie. Musiałem oddać się tej krainie w pełnym tego słowa znaczeniu. Dopełnienie tej misji było ważniejsze niż moje życie. Niż cokolwiek innego!
Wybiegłem na polanę. Byłem zmęczony tym wszystkim. Dodatkowym problemem był jeszcze Bill, którego ja tak bardzo kochałem. Dla którego zrobiłbym i oddał wszystko! Tak, wciąż go kocham… W ten sposób. Może się to wam wydać obrzydliwe, ale…
Miałem mało czasu, żeby znaleźć Yukiego, a z jego pomocą musielibyśmy znaleźć czarną, smoczyce, bo tylko ona mógł mi pomóc w wypełnieniu tej misji. Bałem się, zapewniam was, bo. Zapewne zginę, ale… Trudno… Nikt nie będzie tęsknił. Nikt prócz Billa.
Feniksa znalazłem, przypadkiem, gdy ze swoją „kobietą”* i jego dwoje skrzeczących dzieciaków, które wprost uwielbiałem. Teraz właśnie, uczył ich latania. Miał pecha, bo wpadł na mnie.
- O hej…
- Pomóż mi… – Warknąłem chłodno.
- Cóż za uprzejmość. – Prychnął. – W czym?
- W znalezieniu czarnej smoczycy!
- Oszalałeś?! – Wydarł się – On nas zabije, nie, nie, nie! O nie! Nie zgadzam się!! Tom, ta misja jest cholernie nie bezpieczna.
Sfrunął na ziemie i spojrzał mi w oczy. Jego tęczówki emanowały strachem.
- To powiem inaczej… Idź do Billa i każ mu tu nigdy więcej nie wracać.
Ruszyłem stronę „Krwa­wej pustyni”. Podobno tylko nie liczni przechodzili tę próbę i uchodzili z niej żywi. Niespostrzeżenie, Yuki przeleciał przede mną.
- Tom, to naprawdę nie bezpieczne! – Jęknął, a piasek złapał go.
Nic mu nie będzie. Feniksy odradzają się. Dałem jeszcze kilka kroków i znalazłem się na pustyni.
Piach zaczął wirować wciągając mnie do środka. Przestraszyłem się. Niewidzialna siła zaczęła sprawiać, że zostawałem. Szarpałem się przez krótką chwilę. Przyjrzałem się feniksowi, który został uduszony przez piach i wciągnięty przez wir. To nic nie da! Rozluźniłem się, a zajęło mi to kilka sekund. Chwilę później leżałem na kamiennej posadzce. Wstałem i popatrzyłem na trzy różne korytarzy!
Westchnąłem…
- Który mam wybrać? – Zapytałem samego siebie, przesuwając palcami po kaburze z bronią ruszyłem przez środkowy korytarz.
***
            Po kilku godzinach błądzenia w niesamowitych ciemnościach, zobaczyłem a raczej usłyszałem głos:
- Ssss… Kim jesteś?! – Syknięcie było tuż za mną, więc gdy odwróciłem się poczułem, jak po moim policzku przechodzi coś zimnego. Jakby… Ogon, jęzor?! Cholera! Przeraziłem się.
- Kim jestem? Ja jestem Tom.
- Wybraniec! Ssss! Wybraniec! Sssss!! – Słyszałem z dwóch, stron a później coś przeleciało mi pod nogami. Stałem w bezruchu. Złapałem klingę miecza i chciałem nią szarpnąć, aby rozpłatać potwory, gdy nagle poczułem, jak po mojej ręce spływa krew. Kurwa! Ugryzły mnie! Ale boli! Poczułem jak upadam na coś brudną posadzkę, – bo ogólnie śmierdziało – a później usłyszałem tylko słowa „wybraniec!” i syczenie węży.
***
            Obudziłem się. Leżałem, albo nie, inaczej wisiałem nad ruszającymi się pode mną postaciami. Sufit? ­Przez dłuższą chwile miałem rozmazany obraz. Zamrugałem i dopiero po chwili zrozumiałem, co się dzieję. Wisiałem w jakimś dobrze oświetlanym pomieszczeniu za ręce, przykuty do sufitu. Sam nie wiem jak tam się dostałem. Postaciami okazały się poruszające się z wolna liście. Szarpnąłem się mocno. Nic to nie dało! Kurwa! Szarpnąłem się mocniej i mocniej! Jęknąłem. Spojrzałem na boki. Hmm… Stare łańcuchy i kajdanki, powinno być prosto!
Szarpnąłem dłońmi z całej siły i… Trzask! Spadłem na ziemię.
- Chyba nie żyje.. – Jęknąłem cicho, do siebie, starając się usiąść. Po którejś z kolei próbie, udało mi się to! Zasiadłem na czterech literach. Wstałem z ziemi, a później z wolna ruszyłem w głąb jamy. Czarna smoczyca, z opowieści tak naprawdę była czarnowłosą dziewczyną, która objęta była klątwą. Podobno, gdy wpadała w szał potrafiła zabić spojrzeniem.
- Witaj, wybrany! – Usłyszałem głos, a sekundę później stanęła przede mną smolista smoczyca. Jej oczy były koloru płynnego złota, łuski miała w barwie czarnego, ale błyszczącego węgla.
- Nie kłam! Wiem, że to tylko twoja powłoka..
Ona zaśmiała się i zmieniła w dziewczynę, która była przypięta łańcuchami, do ściany. Jedno oko miała przysłonięte przez grzywkę, drugie miała zamknięte, ale tak czy inaczej czułem się nieswojo.
- Przegrasz tę bitwę, ale twój brat, bliźniak oczywiście wygra wojnę! – Syknęła dziewczyna, a później poczuła miecz w swoim brzuchu. Zadrżała niepewnie, a chwilę później splunęła krwią. Podszedłem do niej, a ona podniosła jedynie dłoń. Milczała, doprowadzając mnie do szaleństwa.
- Odpierdol się suko, od mojego brata.
- Oh… A ty go dalej kochasz, tak? – Zapytała kpiąco czarna smoczyca, plując się krwią.
- Przyszedłem tutaj po twą pomoc smoku, a nie po rady…
- A czegóż, to potrzebujesz, mości rycerzu? – Wyszeptała, ledwo poruszając wargami.
Podszedłem do dziewczyny wyciągając z jej brzucha katanę, umazaną czarno-błękitną krwią.
- Droga smoczyco, przybyłem tutaj, bo moje imię to Tom Kaulitz i pragnę prosić Cię o pomoc za jakiś czas.
- Nie masz wojska, mam racje?
- Między innymi. Znaczy mam kilka osób… – Wyszeptał cicho.
- Udaj się, więc do wyroczni ona Ci coś przekaże…
- Do wyroczni? – Sapnąłem ze złością. – Jam przybył do Ciebie, smoczyco, tyś jest tą najpotężniejszą – Szepnąłem cicho, po czym dodałem. – Bardzo Cię proszę błagam Cię, pomóż mi, a ja pomogę Tobie! – Upadłem na kolana.
- Zgoda… Przetnij łańcuchy… – Szarpnąłem mocno klingą miecza, a następnie, ubrudzonym od jej krwią ostrzem uderzyłem raz, drugi i trzeci. Przy czwartym zaś udało mi się!
Upadłem, a czarnowłosa, zmieniła się w czarnego, pięknego smoka.
- Jestem do twej dyspozycji… I twojego brata.
***
            Wróciłem do mieszkania z miniaturką smoka w klatce. Bill leżał na łóżku w moim pokoju. Kurwa, co on tu jeszcze robi? On nie może tu długo być! Odstawiłem klatkę na szafeczkę nocną. Na sobie miałem czarny płaszcz, czarne spodnie i tego samego koloru bluzę.
- Nie mogę jak na razie odejść… – Szepnął, nim zdążyłem zadać mu pytanie, i spojrzałem na niego z niechęcią.
- Bill musisz odejść…
- Dlaczego?
- Bo zginiesz tutaj! – Warknąłem. – Nie potrafisz walczyć, ale zrzucać i zabijać brata świetnie potrafisz.. – Dodałem z przekąsem bardziej do siebie niż do niego.
- Tom… To naprawdę nie ja i gdybym mógł cofnąć czas i wiedzieć, co się stanie… Zrobiłbym to! – Załkał cichutko chłopak. – Tom, ja Cię kochałem! – Krzyknął nagle, a potem, gdy było już za późno zatkał swoje usta dłonią. Westchnąłem i usiadłem przy nim i mocno go objąłem. Szczupłe i wątłe ciało bliźniaka zaczęło mocno drżeć i dygotać. On rozpłakał się, ale wtulony mocno we mnie. Delikatnie odchyliłem jego głowę w tył. Obserwując, badając jego reakcję. Nie było w tym nic, a nic brutalnego. Jak na razie… W jego pięknych, brązowych oczach dostrzegłem lekki strach i jakby… Zdziwienie pomieszane ze strachem?
Patrząc mu głęboko w oczy, tylko po to, aby chwile później go pocałować. Zaplótł mi, swoje drżące dłonie na karku, tuląc się do mnie…
…******…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń