Rozdział: 3. – Dziwny sen…
Przyszedłem do niego rano i zabrałem
go do domu. Weszliśmy do mojego, a teraz już naszego mieszkania. Tom rozejrzał
się zaciekawiony.
Mieszkanie
było ładne i duże. Brązowe panele, jasne ściany, prowadzące do salonu. Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym
powiedział:
- Ładnie,
wiesz? – Szeroki uśmiech zagościł na jego ustach. Objąłem go delikatnie.
- Wiem…
Pewnie jesteś zmęczony, co? – Ziewnąłem.
- Trochę…
Uchyliłem
okno, a do mieszkania weszło życiodajne O2.
- Tom, musisz
się ładować, co kilka godzin…
- Czemu? –
Zapytał zdziwiony.
- Bo… masz
pewnego rodzaju implant… Trzeba Cię ładować, co kilka godzin. Po kilku dniach,
nie będziesz musiał się już nigdy ładować… – Uśmiechnąłem się lekko.
- Rozumiem…
- Mam Coś
podobnego… – Dodałem spokojnie.
***
Leżałem na łóżku i wierciłem się nie
miłosiernie. Przymknąłem oczy, ale za każdym razem budziło mnie chrapnięcie
mojego brata, który słodko spał. Westchnąłem uroczo i oblizałem usta. Chciałem,
żeby mnie do tykał pieścił… Nie myśl o tym, bo… Za późno… Stanął mi! Aż
jęknąłem w myślach i ukryłem twarz w poduszce. Tom obudził się i spojrzał na
mnie.
- Czemu nie
śpisz? – Rzucił cicho, a ja westchnąłem jedynie.
- Bo… –
Szukałem gorączkowo wymówki. – Ja… Nie potrafię… –On uśmiechnął się i wstał, po
czym… O Boże nie! Niech nie podchodzi! Błagam.
- Dobra… Nie
tłumacz się… – Westchnął i poszedł do łazienki. – Potrzeba wzywa… – Roześmiał
się.
- Rozumiem..
Położyłem
się na łóżku, rozchyliłem nogi dając ponieść się chwili. Poruszałem rączką w górę
i dół, aż poczułem czyjś delikatny dotyk na dłoni. To było jak sen. Tom wziął
moją rękę i splótł nasze palce. Czułem się zawstydzony i zażenowany tym, że Tom
zobaczył, co robię, ale tak bardzo pragnąłem, aby zamiast mojej ręki robiła to
właśnie jego dłoń.
-Tom, co
Ty..? – Zacząłem czując jak rumieniec oblewa moje policzki.
-Cii.. –
Położył mi palec na ustach i zaczął stanowczo poruszać ręką. Było mi tak
dobrze. Opadłem na poduszki patrząc w jego czekoladowe oczy, za którymi tak
tęskniłem. Dla których zrobiłbym i oddał wszystko. On uśmiechał się do mnie
lekko. Pojękiwałem cichutko i mruczałem na przemian. Co wywoływało u Toma
szeroki uśmiech, po krótkim czasie poczułem jak mój członek usilnie pulsuje i
wiedziałem, że długo tak nie dam rady!
- Ohh Tom! –
Krzyknąłem głucho wyginając się w łuk i doszedłem spuszczając się na dłoń
brata. On na moich oczach oblizał ją z perswazyjnym uśmieszkiem, po czym rzucił
się na swoje łóżko. Zasnąłem, chyba…
***
Nagle ni stąd ni zowąd zapanowała
wokół mnie ciemność. Rozejrzałem się w poszukiwaniu włącznika światła. Poczułem
uporczywy chłód napierający na mnie z każdej strony. Nerwowo okręciłem się w
absolutnej ciemności, czując jak gęsia skórka pojawia się na moim ciele.
-Tom? Tom,
to jakiś żart? Zapal proszę światło.. – Powiedziałem stanowczym, lecz nieco
łamiącym się głosem. Chłód zaczął być coraz bardziej odczuwalny i tak
jakby zbliżał się do mnie z prawej strony. – Tom, proszę.. – Jęknąłem już
bardziej płaczliwie. Usłyszałem cichy śmiech, a światło się zapaliło. Stałem
jak zdębiały. Miejsce, w którym się znajdowałem to kostnica, a ciało mojego
brata leżało na jednym z metalowych łóżek, wysuniętych z lodówki. Podszedłem do
niego na miękkich kolanach. Był taki blady, zimny i smutny. – Ohh Tom.. – Po
moim policzku stoczyła się samotna łza, a dłonią delikatnie dotknąłem jego
policzka. Nagle, nieboszczyk złapał mnie za nadgarstek i zamknął w żelaznym
uścisku. – Aaaa! – Wrzasnąłem krótko próbując się wyrwać. Nagle wszystko
zniknęło, na prosektoryjnym łóżku nie było nikogo. Odwróciłem się niepewnie i
omal nie dostałem zawału widząc małego, pięcio, może sześcioletniego chłopca,
który z rozbawioną miną stał w drzwiach.
- Mówiłem, że Ci nie wolno. – Odparł spokojnie z cieniem smutku w oczach.
- Mówiłem, że Ci nie wolno. – Odparł spokojnie z cieniem smutku w oczach.
Czego mi nie
wolno? - Patrzyłem na niego wyczekująco. Z wyglądy przypominał mi Toma w
dzieciństwie, był niemal identyczny.
- Doskonale wiesz sam. - Wzruszył ramionami i zniknął.
- Poczekaj! – Zawołałem za nim i wybiegłem na korytarz. Wyglądał jak ten w starym, nieczynnym już szpitalu.
- Doskonale wiesz sam. - Wzruszył ramionami i zniknął.
- Poczekaj! – Zawołałem za nim i wybiegłem na korytarz. Wyglądał jak ten w starym, nieczynnym już szpitalu.
Korytarz był
zniszczony, brudny i ten zapach karbolu. Chłopiec stał z tajemniczym
uśmieszkiem jakby czekał, aż zacznę za nim podążać.
- Jak masz
na imię? –To nie istotne, w niczym Ci nie pomoże. – Westchnął siadając na
szczątkach spalonej ławki. Podszedłem bliżej. Uniósł na mnie swoje orzechowe
oczy.
- Dobrze, a skąd wiesz, kim jestem? Co Cię do mnie sprowadza? – Przykucnąłem niepewnie obok niego, tak, że nasze twarze były na równej wysokości. Był strasznie tajemniczy.
- Miałem Cię ostrzeż abyś tego nie robił. Nie posłuchałeś. – Zaczął smutno.
- Dobrze, a skąd wiesz, kim jestem? Co Cię do mnie sprowadza? – Przykucnąłem niepewnie obok niego, tak, że nasze twarze były na równej wysokości. Był strasznie tajemniczy.
- Miałem Cię ostrzeż abyś tego nie robił. Nie posłuchałeś. – Zaczął smutno.
- Ale, dlaczego? – Nie rozumiałem.
Patrzyłem na niego pytająco.
- Teraz już za późno, nie da się nic
zmienić. – Powiedział od niechcenia i zeskoczył z ławki. - Ale on nie ma duszy.
Stworzyłeś jego ciało, ale nie duszę. - Rzucił jeszcze nim zniknął za kolejnymi
drzwiami. Miałem dość tej cholernej gry. Nie można jasno i klarownie
powiedzieć, o co chodzi. Poszedłem za nim zrezygnowany. Tym razem wyszedłem na
cmentarzu. Chłopiec siedział na ławeczce przy jakimś grobie. Podszedłem bliżej.
„Tom Kaulitz. Urodzony 01.09.2989r. Zmarł 21.05.3019r.” Zamknąłem oczy
przypominając sobie ile łez wylałem w tym miejscu. Dopiero głos chłopca wyrwał
mnie z sideł bolesnych wspomnień. - Odnajdź jego duszę. Bez niej, nigdy nie będzie
sobą.
-Ale jak? – Zapytałem zrozpaczony. –
Jak mam to zrobić, gdzie szukać?
-Poszukaj jej Bill.. Poszukaj. -
Słyszałem go coraz mniej tak jakby oddalał się ode mnie. Jakbym był pod wodą..
Rozmazany, niekompletny dźwięk.
***
Nie spałem więcej niż dwie, może
trzy godziny. Gdy usłyszałem jak Tom chodzi nie spokojnie po naszym pokoju,
prawie natychmiastowo zapomniałem o śnie.
Wiedziałem,
że przecież miałem go naładować.
- Już wstaję… – Westchnąłem jedynie, a
następnie wstałem, po czym ruszyłem stronę chodzącego po pokoju brata. Chłopak,
uśmiechnął się i musnął mój policzek, szepcząc „Dziękuję”. – Dobra, już dobra.
Chodź, muszę Ci to urządzenie podłączyć. – Podszedłem do niego, i rozebrałem go
do szerokich i za dużych spodni, po czym delikatnie w precyzyjny sposób,
umieściłem nie wielki przedmiot, przypominający z wyglądu egipskiego
chrabąszcza.
- Słuchaj,
Tom tu jest takie światełko, które świeci.. Jak zgaśnie, muszę Ci to zdjąć… –
Westchnąłem i położyłem się na łóżku.
- Dziękuję…
– Uśmiechnął się.
- Dobra,
kładź się… – Westchnąłem i położyłem się na łóżku.
- Bill? –
Zapytał czarny, a ja westchnąłem i spojrzałem na niego.
- Słucham? –
Spokojnie zapytałem patrząc mu w twarz. Jego spojrzenie, było… Cholernie
podniecające. Myślałem, iż dojdę od samego patrzenia w jego śliczne,
czekoladowe oczy.
- Mogę się
przytulić? – Zapytał, a ja z nie pewną miną powoli skinąłem mu głową.
Co on do cholery kombinuję!? –
Pomyślałem, gdy Tom przytulił się do moich pleców.
- Znam twoje
uczucie, Bill… – Szepnął mi do ucha, a ja zamarłem.
...******...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz