Rozdział:
5 - Feniks i syrena…
- Biały feniks… – Mruknęła kobieta.
- Słucham? Przecież to mit! Czegoś takiego nie ma… –
Powiedziałem, a ciemnowłosa podeszła do okna.
- Jesteś pewien?
- Tak, jestem… – Mruknąłem i usiadłem na krześle, a
chwile później na moim ramieniu usiadło coś… Aż krzyknąłem widząc, co to było!
Przepiękny, mistyczny ptak, który przekrzywił głowę i nie otwierając swojego
pięknego dzióbka szepnął: „Chodź zaprowadzę Cię do niej…”, a później czerwony feniks,
poderwał się z mojego ramienia i wyleciał przez okno. Wyjrzałem przez nie i
ujrzałem wielkie, piękne, majestatyczne miasto. Było tam jak w średniowiecznych
opowiadaniach, gdzie księcia musieli ratować swe zacne damy. Jeden, wielki,
piękny zamek, pełno zieleni, która teraz była pięknie oszroniona. Tutaj było
cudownie i tak bajkowo.
Wciągnąłem świeże powietrze
do płuc, a gdy kobieta otworzyła mi drzwi ja uśmiechnąłem się ciepło, po czym
ciemnooka odezwała się:
- Biegnij dziecko… Tylko uważaj na siebie…
- Dobrze… A i dziękuję…
***
Szli powoli, nie śpiesząc się. Jego
oczy, będące jak ostrza, stalowo zimne. Byli ubrani w ciepłe, białe, płaszcze z
kapturami. Wyczuwał ich, tych, co go domu pozbawili, tych, co teraz zabraniali
im dostarczania leków i końcu, tych, którzy go zabrali…
-
Majka od prawej, Josh od lewej a Clarens od tyłu… – Mruknął, a cała trójka jego
najbliższych przyjaciół zniknęła im w bardzo szybkim tempie, skacząc po
gałęziach.
***
Bill był zmęczony ciągłym biegnięciem
za ptakiem. Zatrzymał się i zawołał do ptaka, żeby się zatrzymał. Ptak zleciał
mu na ramię i znów zapytał nie otwierając swego dzioba:
- Co się stało?
- Jestem zmęczony, muszę odpocząć. – Ptak usiadł na ziemi
i otworzył dziób, skrzecząc, niemiłosiernie. Zrzucił jedno pióro na moje
dłonie.
- Pomyśl o skrzydłach, rozgnieć pióro a dostaniesz
je… – Stwierdził spokojnie feniks, a ja skinąłem mu lekko głową. Chwilę później
zgniotłem to, co dał mi feniks, a na moich plecach pojawiły się ogniście
czerwone skrzydła.
- Dziękuję Ci, a jak Cię właściwie zwą – Zapytałem
cicho.
- Zwą mnie Yuki.. – Stwierdził i wzbiliśmy się w
powietrze. – A Ciebie?
- No cóż… Zwą mnie Bill…
***
Byłem zmęczony ciągłym lotem, a gdy
byliśmy już u celu, zacząłem obniżać lot. Yuki, mruknął, że teraz już sam muszę
sobie dać radę, bo tego miejsca jeszcze nikt nigdy nie prz0eżył.. Ufając ptakowi
ruszyłem w stronę starego, porośniętego zgliszczami labiryntu.
- … I pamiętaj… Kieruj się sercem, Bill.. –
Powiedział, a chwilę później zniknął.
***
Krążyłem już po tym żywopłotowym
labiryncie, już dobrych paręnaście godzin. Oparłem rękę o ścianę. Labirynt był
o tyle zły, że sam zmieniał położenie swoich ścian, o czym dowiedziałem się,
gdy jedna ze ścian za mną się zamknęła, a ta obok, ta, na której byłem właśnie
oparty otworzyła się, a ja sam się wywaliłem na twardą ziemię.
- Ehh… Ale ja mam pecha.. – Westchnąłem podniosłem
się na klęczki, po czym wstałem. – Mam kierować się sercem…! Kurwa, ale jak?! –
Wrzasnąłem zwolna wstając i kierując się w prawo. W dali usłyszałem śpiew.
Piękny jak u syreny śpiew..[ http://www.youtube.com/watch?v=oqVnm16pK_8&NR=1
– Podkład..]
Podążałem za tym
pięknym dziewczęcym głosem. To był jak… Jak… Uwodzenie młodego marynarza tylko po
to, żeby móc go później wciągnąć w odmęty wód. Jej głos był tak piękny, że aż
chciałem się zatracić w tym głosie.
Ostatnia przeszkoda,
którą stały się drzwi do niej do tej istoty. Zanim zdążyłem otworzyć je, one zostały
samoistnie otwarte. Głośne westchnie, z mojej strony i wszedłem przez nie, po
czym zobaczyłem dziewczynę, która siedziała oparta kamień, nóg jednak nie
miała. Miała za to ona, piękny, błękitny ogon. Jej oczy były w kolorze płynnego
złota, a włosy miała hebanowo czarne – Syrena.
Dziewczę miało około
166 centymetrów i swym śpiewem wabiła tu wszystkich. Ludzi i zwierzęta. Aktualnie
gładziła jelenia, po głowie, patrząc na mnie lekko uwodzicielsko. Uwodzenie, to
była jej domena. Mój wzrok zrobił się nagle pusty, a później widziałem tylko
ją. Magia, trwała tu zapewne od zawszę, bo o dziwo, tylko w tym miejscu
świeciło słońce, a trawa pod stopami tak idealnie miękka i ciepła, że aż chciało
się tu zostać na zawszę. Tu wszystkie troski znikały. Tak jak i zło, które
działo się za murami labiryntu. Czy ja jestem w raju? Na środku tego
wszystkiego była długa rzeka.
Zacząłem zapominać o
bracie, o wszystkim, co mnie tam, przy nim trzymało. Czułem się jakbym był w
raju. Cóż może tam właśnie byłem? Nie wiedziałem. Syrena miała przecudowny
głos, szkoda, że on tego nie słyszy… Kto? Już nie wiedziałem, nie ważne, chcę
słuchać tylko jej…
…******…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz