czwartek, 3 maja 2012

Rozdział: 5 - Feniks i syrena.

Rozdział: 5 - Feniks i syrena…
- Biały feniks… – Mruknęła kobieta.
- Słucham? Przecież to mit! Czegoś takiego nie ma… – Powiedziałem, a ciemnowłosa podeszła do okna.
- Jesteś pewien?
- Tak, jestem… – Mruknąłem i usiadłem na krześle, a chwile później na moim ramieniu usiadło coś… Aż krzyknąłem widząc, co to było! Przepiękny, mistyczny ptak, który przekrzywił głowę i nie otwierając swojego pięknego dzióbka szepnął: „Chodź zaprowadzę Cię do niej…”, a później czerwony feniks, poderwał się z mojego ramienia i wyleciał przez okno. Wyjrzałem przez nie i ujrzałem wielkie, piękne, majestatyczne miasto. Było tam jak w średniowiecznych opowiadaniach, gdzie księcia musieli ratować swe zacne damy. Jeden, wielki, piękny zamek, pełno zieleni, która teraz była pięknie oszroniona. Tutaj było cudownie i tak bajkowo.
Wciągnąłem świeże powietrze do płuc, a gdy kobieta otworzyła mi drzwi ja uśmiechnąłem się ciepło, po czym ciemnooka odezwała się:
- Biegnij dziecko… Tylko uważaj na siebie…
- Dobrze… A i dziękuję…
­***
            Szli powoli, nie śpiesząc się. Jego oczy, będące jak ostrza, stalowo zimne. Byli ubrani w ciepłe, białe, płaszcze z kapturami. Wyczuwał ich, tych, co go domu pozbawili, tych, co teraz zabraniali im dostarczania leków i końcu, tych, którzy go zabrali…
- Majka od prawej, Josh od lewej a Clarens od tyłu… – Mruknął, a cała trójka jego najbliższych przyjaciół zniknęła im w bardzo szybkim tempie, skacząc po gałęziach.
***
            Bill był zmęczony ciągłym biegnięciem za ptakiem. Zatrzymał się i zawołał do ptaka, żeby się zatrzymał. Ptak zleciał mu na ramię i znów zapytał nie otwierając swego dzioba:
- Co się stało?
- Jestem zmęczony, muszę odpocząć. – Ptak usiadł na ziemi i otworzył dziób, skrzecząc, niemiłosiernie. Zrzucił jedno pióro na moje dłonie.
- Pomyśl o skrzydłach, rozgnieć pióro a dostaniesz je… – Stwierdził spokojnie feniks, a ja skinąłem mu lekko głową. Chwilę później zgniotłem to, co dał mi feniks, a na moich plecach pojawiły się ogniście czerwone skrzydła.
- Dziękuję Ci, a jak Cię właściwie zwą – Zapytałem cicho.
- Zwą mnie Yuki.. – Stwierdził i wzbiliśmy się w powietrze. – A Ciebie?
- No cóż… Zwą mnie Bill…
***
            Byłem zmęczony ciągłym lotem, a gdy byliśmy już u celu, zacząłem obniżać lot. Yuki, mruknął, że teraz już sam muszę sobie dać radę, bo tego miejsca jeszcze nikt nigdy nie prz0eżył.. Ufając ptakowi ruszyłem w stronę starego, porośniętego zgliszczami labiryntu.
- … I pamiętaj… Kieruj się sercem, Bill.. – Powiedział, a chwilę później zniknął.
***
Krążyłem już po tym żywopłotowym labiryncie, już dobrych paręnaście godzin. Oparłem rękę o ścianę. Labirynt był o tyle zły, że sam zmieniał położenie swoich ścian, o czym dowiedziałem się, gdy jedna ze ścian za mną się zamknęła, a ta obok, ta, na której byłem właśnie oparty otworzyła się, a ja sam się wywaliłem na twardą ziemię.
- Ehh… Ale ja mam pecha.. – Westchnąłem podniosłem się na klęczki, po czym wstałem. – Mam kierować się sercem…! Kurwa, ale jak?! – Wrzasnąłem zwolna wstając i kierując się w prawo. W dali usłyszałem śpiew. Piękny jak u syreny śpiew..[ http://www.youtube.com/watch?v=oqVnm16pK_8&NR=1 – Podkład..]
Podążałem za tym pięknym dziewczęcym głosem. To był jak… Jak… Uwodzenie młodego marynarza tylko po to, żeby móc go później wciągnąć w odmęty wód. Jej głos był tak piękny, że aż chciałem się zatracić w tym głosie.
Ostatnia przeszkoda, którą stały się drzwi do niej do tej istoty. Zanim zdążyłem otworzyć je, one zostały samoistnie otwarte. Głośne westchnie, z mojej strony i wszedłem przez nie, po czym zobaczyłem dziewczynę, która siedziała oparta kamień, nóg jednak nie miała. Miała za to ona, piękny, błękitny ogon. Jej oczy były w kolorze płynnego złota, a włosy miała hebanowo czarne – Syrena.
Dziewczę miało około 166 centymetrów i swym śpiewem wabiła tu wszystkich. Ludzi i zwierzęta. Aktualnie gładziła jelenia, po głowie, patrząc na mnie lekko uwodzicielsko. Uwodzenie, to była jej domena. Mój wzrok zrobił się nagle pusty, a później widziałem tylko ją. Magia, trwała tu zapewne od zawszę, bo o dziwo, tylko w tym miejscu świeciło słońce, a trawa pod stopami tak idealnie miękka i ciepła, że aż chciało się tu zostać na zawszę. Tu wszystkie troski znikały. Tak jak i zło, które działo się za murami labiryntu. Czy ja jestem w raju? Na środku tego wszystkiego była długa rzeka.
Zacząłem zapominać o bracie, o wszystkim, co mnie tam, przy nim trzymało. Czułem się jakbym był w raju. Cóż może tam właśnie byłem? Nie wiedziałem. Syrena miała przecudowny głos, szkoda, że on tego nie słyszy… Kto? Już nie wiedziałem, nie ważne, chcę słuchać tylko jej…
…******…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń