Żeby mi nikt nie zarzucił, że przemoc jest, albo wulgaryzmy.. Jak się coś takiego pojawi, to będzie to napisane.
Warning: Przemoc.
Rozdział:
2.
Bill
był ubrany w czarne spodnie, tego samego koloru skórzaną kurtkę oraz białą koszulę.
Jego włosy były nastroszone. Wydostał z poręcznej aktówki na dokumenty kluczę i
otworzył nimi drzwi do biura; gdzie zasiadł za wielki, masywnym biurkiem, z
plakietką „Bill Kaulitz”. Wyciągnął na nie papiery, ale za nim otworzył
pierwszą partie, już zadzwonił do niego telefon, służbowy. Odebrał i usłyszał
głos ojca:
- Synu
do mojego gabinetu; natychmiast… – I trzy sygnały. Bill westchnął. Jego ojciec
miał mu przydzielić kogoś, jako partnera. Wstał z westchnieniem. Wyszedł z
gabinetu; wpadając zaraz na jakiegoś faceta, z kawą w ręku, którego nie znał.
Mężczyzna spojrzał na niego zdumiony.
- Witaj,
jesteś tutaj nowy?
- Ja?
– Nowo poznały wskazał na siebie ruchem ręki, na co Bill skinął ruchem głowy. –
Jestem Tom… Tom Kaulitz. I tak jestem tu nowy. – Osobnik brzydkiej płci, był ubrany
w szare skaytowskie spodnie, czarną koszulę, za szeroką o tych kilka rozmiarów i
białą czapkę z daszkiem, gdzie był napis: „I Love NY”.
- Miło
mi jestem Bill. – Ziewnął blondyn. – Czego tu szukasz, Tom?
- Szukam…
Gabinetu, Pana Jörga
Kaulitza.
- No
to chodź, bo ja też tam idę… – Bill znów ziewnął i zabrał młodego mężczyznę ze
sobą. Gabinet ojca był największą miejscówką w całym tym gmachu.
Tom
rozejrzał się zza ciekawieniem po pomieszczeniu: Ściany w odcieniu pomarańczy,
do tego ciemno brązowe panele na podłodze. Czarne meble w postaci dwóch długich
komód i duże masywnie-machoniowe biurko. Za nim zaś, na ciemnym, głębokim, skurzanym
fotelu siedział mężczyzna z długim czarnym wąsem i lekką bródką. Na sobie miał
on ciemny wysłużony mundur.
- Hej,
tato. – Mruknął Bill i spojrzał na swojego ojca z chłodnym uśmiechem.
- Witaj,
Bill.. Mam dla Ciebie partnera.. – Westchnął i spojrzał na chłopaka za nim. – O
to on… – Bill zdumiony odwrócił się i spojrzał na Toma, który wszedł za nim…
- Dzień
dobry… – Facet cicho odetchnął, po czym uśmiechnął się lekko w stronę obu mężczyzn.
Jego oczy były w odcieniu ciemnej czekolady, a włosy ułożone w czarne dredy.
- Tato,
co ty?! Przydzielasz mi… – Bill odchrząknął i spojrzał na ojca, ściszając ton –
… Żółtodzioba…– Tom prychnął, poczuł się urażony, ale nic nie powiedział.
- Dobra,
sorry. Chodź… – Bill westchnął i pociągnął Toma za rękę. Dred spojrzał mu w
oczy. Bill nie mógł mieć więcej niż 24 lata, czyli był w jego wieku. Tom był
bystry i szybko łączył fakty.
- Bill,
Tom, czekajcie! To nie koniec… – Ojciec ich zatrzymał. – Macie tutaj sprawę do rozwiązania…
– Jörg,
rzucił im akta, które Bill złapał w locie. – W środku macie bilety oraz kasę na
nocleg w miejscowości, Suffolk County.
Jedźcie tam jak Bill się dobudzi. – Ojciec spojrzał w stronę Billa, z uśmieszkiem
samo zadowolenia.
Zgadzam się z twoją kumpelą :) Piszesz naprawdę świetnie i przede wszystkim ciekawie :)
OdpowiedzUsuńOdcinek mi się podoba, w sumie jak zawsze ;)
Uwielbiam czytać historie w których jest nutka tajemniczości i twoje opowiadania ją ma:)
Co do Billa i Toma to jak na razie nie odgrywają zbyt dużej roli co powoduje że niewiele o nich wiemy ale wiem że to się zmieni;)
Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :*
Fajnie, ciekawa jestem dalszej akcji ;D
OdpowiedzUsuń