Rozdział: 4. – The pain of love. Won’t break us up...
- Jak to znasz moje uczucia?
- Nie wiem, ale znam je i tyle.. I wiem, że nie jest
to, na pewno miłość braterska…
- Tak, masz rację… – Nie było sensu owijać w bawełnę.
Tom był wyjątkowo spostrzegawczy, nawet, gdy był robotem. Objął mnie w pasie i
pocałował namiętnie. Nie zastanawiając się długo, rozchyliłem usta i pozwoliłem
mu wpełznąć jego językiem do nich. Zaczął rozpinać mi koszulę. Guzik, po
guziku, centymetr po centymetrze, milimetr po milimetrze. Pozbawiał mnie
ciuchów… Powoli i spokojnie całował moje szyje, kark, ramiona. Zjeżdżał coraz
niżej i niżej… Językiem przeciągał po moich plecach, zostawiając nań mokre
ślady. Głośno zajęczałem, gdy jego głowa oparła się na moim ramieniu.
***
Mój humanoid,
uśmiechnął się do mnie czule. Było rano. Wciągnąłem na siebie bokserki.
- Tom, muszę iść do pracy… – Wymruczałem cicho i
głośno westchnąłem. – Nie otwieraj nikomu drzwi…
- Dobrze…
- Albo nie… Lepiej Cię wyłączę na czas mojej
nieobecności…
- Niee, poradzę sobie..
Zacząłem się powoli ubierać. Ubrałem na siebie:
ciemne jeansy i białą koszulkę z krótkim rękawkiem.
- Podłączę Cię jeszcze do ładowania i mogę iść…
***
Kolejne dni mijały mi
spokojnie.. Firma, w której pracowałem rozwijała się. Jeden z naszego zespołu
zaprojektował pewną maszynę i dał jej nazwę: „matryca snów”. Miała ona na celu
pokazywać i przenoście ludzi do „innego” świata. Za nie całe trzy miesiące
mieliśmy ruszyć z produkcją.
***
Znowu
ten sen, ale bardziej straszny, wręcz wpadający w obłęd. Mrok zalewał pomieszczenie.
Chłopak zapalił gdzieś światło i zaczął powtarzać „Znajdź go, ocal go…”. Czułem
jak powoli opadam na coś miękkiego. Cisza, ciemność.
***
Otworzyłem
oczy. Spałem z nosem w papierach. Obudził mnie nie, kto inny jak Tom, który
patrzył na mnie zza ciekawieniem i dozą fascynacji oraz rozbawienia. Aż
pisnąłem, gdy spojrzał na mnie „tym” spojrzeniem. Objął moją dłoń, wysunął język
i polizał ją delikatnie i czule. Spoglądał mi w oczy, cały czas, z takim cholernym
pożądaniem, że kolana się pode mną. Podniósł mnie do góry i pocałował
namiętnie. Nasze języki wzajemnie się dotykały, wywołując u mnie przyjemne
dreszcze.
- Tom nie wolno… – Wymruczałem, gdy złapał mnie za
tyłek. Zdjąłem jego dłonie i podszedłem do biurka, składając papiery. Tom,
położył się na łóżku i patrzył na mnie przenikliwie.
- Nie patrz tak na mnie, zaraz muszę gdzieś iść, do
pracy… – Tom pokręcił smutno głową. – Smuć się, noo… – Pocałowałem jego
zaróżowiony policzek. – Wrócę nim się obejrzysz…
***
Wieczorem
musiałem iść do przyjaciela, totalnie nie rozumiałem tych pieprzonych snów,
więc poszedłem z tym do Andyego, który gdy mu o zaczął dłuższą chwilę się
zastanawiać. Ja w tym czasie rozejrzałem się po klubie, w którym byłem.
Marmurowe ściany, pomalowane zostały na grafitowy odcień, czarno, połyskująca podłoga.
Klub był świetnie zrobiony. W pewnym momencie zostałem wyrwany z zamyślenia, przez
Andreasa, który coś sobie widocznie przypomniał, bo zaczął zadawać mi dziwne
pytania:
- Pamiętasz ten wybuch, jedenaście lat temu?
- Mniej więcej… W tedy zaczęły się te zakłócenia, no
nie?
- Dokładnie.. – Uśmiechnął się uroczo.
- Ale co to ma wspólnego ze mną…
- W tedy zginął twój brat, ale nie z miłości, ale…
- Został zamordowany…
- Dokładnie…
- A te dziwny chłopiec?
- Hmm… To Tom, chcę się porozumieć z tobą.
- Dzięki, ale to mało prawdopodobne. Czemu akurat zemną?
– Wstałem z kanapy, która była obita w ciemną skórę i podszedłem do okna.
- Tego nie wiem Bill…
- Muszę zadzwonić, pozwolisz?
- Pewnie, idź na lewo i po schodach w prawo, tam na
końcu korytarza są drzwi, idź do nich.
- Uhm… – Uśmiechnąłem się i poszedłem we wskazane mi
miejsce. Pomieszczenie pomalowane na granatowy kolor, z lewej strony była biała
kanapa, a na środku pomieszczenia stał stół. Podłoga była wyłożona panelami. Zadzwoniłem
do Toma.
- Halo? – Ziewnął do słuchawki.
- Tom, wrócę nad ranem.
- Okay..
- Uważaj na siebie.. – W odpowiedzi usłyszałem jedynie
ciche chrapnięcie. Ehh… Zasnął. Rozłączyłem się, a później dostrzegłem kogoś i
runąłem na ziemię nie przytomny.. Poczułem jeszcze jak ktoś wbija w rękę igłę z
narkotykiem usypiającym. Później dostałem jeszcze coś na wzór maszyny, jaką
budowaliśmy z chłopakami, tylko w pomniejszeniu. Ostatnie, co pomyślałem, to: „Cholera,
co tu się dzieję?!”
***
Obudziłem
się. Nie wiem, dlaczego, ale byłem w strasznie ciemnym miejscu. Zamrugałem parokrotnie
oczyma, po czym przyzwyczaiłem się do ciemności. W oddali ujrzałem tego małego
chłopca siedzącego w domku i bawiącego się misiem. Dałem kilka kroków do niego.
On chyba wyczuł mnie, bo nawet nie odwracając się zaczął mówić do mnie:
- Bill… – Wyszeptał cicho. Odwrócił się do mnie, a
ja podszedłem bliżej niego.
- Słucham?
- Znajdź go, ocal go… Musisz go znaleźć, musisz go uratować…
– Przykucnąłem za nim.
- Ja… Ja nie rozumiem. Czego od mnie chcesz? – Zapytałem
niepewnie.
- Znajdź Twojego brata, jego duszę… Prędko, śpiesz
się Bill!
- Ale co ja
mam…
- Śpiesz się! Idź i ruszaj! – Czerń zaczęła oplatać
moje nogi i ręce a później całe ciało. Zacząłem krzyczeć ze strachu, ostatnie,
co usłyszałem to… – Znajdź jego duszę… Ocal twojego brata…
***
Otworzyłem
oczy i znalazłem się… No właśnie, gdzie ja do cholery jestem? Świat nie przypominał
wcale tego, do którego byłem przyzwyczajony! Nie… Ten świat był inny i dziwny.
Zupełnie inny.. Usiadłem, najprawdopodobniej byłem w piwniczce winnej, bo
wszędzie były porozstawiane butelki z tą właśnie cieczą. Rozejrzałem się i
dostrzegłem drzwi.
Podszedłem do nich i lekko je pchnąłem. Ustąpiły. Wnętrze,
jakie mi ukazało było przeraźliwie jasne. Dałem kilka kroków do przodu i dostrzegłem
tam jakąś kobietę, która nakrywała właśnie do stołu.
- Annie, masz gościa… – Krzyknął jakiś młodzieniec, kończąc
swoje… Śniadanie, chyba.
- Co tam Daren? – Westchnąłem cicho.
- Stoi, tuż obok Ciebie.
- Przepraszam, jest tu, kto?! – Krzyknąłem podchodząc
bliżej, jednocześnie wychodząc z piwniczki. – Kobieta aż wypuściła sztućce z
ręki spojrzała na mnie zza ciekawieniem.
- Oh! Na wszystkich bogów, ale mnie przestraszyłeś..
- Dzięki Bogu, mówisz po niemiecku! Nie wiem, jak
się tu…
- Po jakiemu? Kim jesteś i skąd tu się wziąłeś?
- Ja nie wiem… Myślę, że… To może być sen… A jednak,
nie mogę się z niego obudzić…
- Sen? To nie sen, dziecko! Mam Cię uszczypnąć?
- Co? Nie… Nie, to… Ja… Ktoś tam był.. Ten ktoś mi
coś zrobił… i… zasnąłem..
- Jak się tu dostałeś? Nie otwieramy przed południem..
- Czego nie otwieracie?
- Karczmy, chłopcze… A coś ty sobie myślał, że… –
Nagle zamilkła. – … Na wszystkich bogów! Pochodzisz z innego wymiaru, prawda?
- Co ja…?
- A niech to! Kolejna osoba przekroczyła wymiary i prze
niosła się w czasie… Jesteś „przechodzącym”? – Zapytała spokojnie.
- Kolejnym, kim?
- No „przechodzącym”…
- Po, co tu przybyłeś?
- Ja… Ja… Muszę, znaleźć mojego brata… – Jęknąłem. –
Być może tu właśnie jest…
- Przykro mi, nie pomogę Ci, musisz sam go znaleźć… –
Westchnęła. – Ale wiem kto może Ci pomóc… – Uśmiechnęła się szeroko.
…******…
WOW! CZTERY RÓWNE STRONY ^.^
To opowiadanie jest... dziwne, dziwaczny koncept, wiesz co? Przypomina mi ostatnio widzianą recenzję mangi, konkretnie yaoi... Było tam coś bardzo podobnego, ten sam motyw, tylko się to nie nazywało humanoidem, oczywiście ;-)
OdpowiedzUsuńWczytuję się, chyba jednak wolę czytać, niż pisać, wena to cholerna zmora, a do czytania potrzeba mniej wysiłku. Cóż, leniwa natura XD